Via ferrata Ettore Bovero na szczyt Col Rosa – relacja z wypadu

Dolomity, Włochy, wrzesień 2019

Czwartek rano to przede wszystkim trzy rzeczy. Tradycyjna jajecznica na śniadanie, wyjazd z kempingu i szybkie zakupy. Potem droga do Fiames, skąd zamierzaliśmy ruszyć na najkrótszą via ferratę tego wyjazdu – Ettore Bovero – poprowadzoną szlakiem 408. Zapowiadany deszcz, może nawet burze, zniechęciły nas do dłuższych wyjść. Dlatego celem na czwartek była Col Rosa, malowniczy szczyt z widokiem na koryto rzeki Boite.


Via ferrata Ettore Bovero

Via ferrata Ettore Bovero nie była trudniejsza niż pokonana w środę Ferrata di Punta Sant Anna1, jednak w tym przypadku zmęczenie dwoma poprzednimi dniami dawało się we znaki. Podejście do samej ferraty było strome i już tam można było złapać zadyszkę, a przecież wspinaczka była dopiero przed nami.

Początek ferraty stanowił problem, bo nie do końca było wiadomo, czego się złapać. Na szczęście po pokonaniu tej trudności, wszystko wydawało się już całkiem wykonalne. I choć faktycznie niektóre odcinki Bovero były wymagające technicznie lub siłowo – dało się przez nią przejść bez większego kłopotu.

Z naszego punktu widzenia, zaletą było to, że ferrata do najdłuższych nie należała. Zdobycie Col Rosa, o wysokości 2166 m n.p.m. było próbą wytrzymałości tylko w kontekście wspinania się już trzeci dzień z rzędu, nie ze względów technicznych czy wytrzymałościowych.

Widok ze szczytu był epicki. Choć bałem się wyciągać telefon na podejściu, bo ręce miałem zmęczone, uważam że nie straciłem najlepszych kadrów. Te pojawiły się dopiero na samej górze, gdy można było rzucić okiem na całą dolinę w której znajdowała się Cortina.


Spostrzeżenie w temacie bezpieczeństwa na via ferratach

Tego dnia zwróciłem uwagę na kolejne zagrożenie na ferratach. Otóż bardzo drażnił mnie fakt, że kilku Austriaków szło za nami, narzucając sobie całkiem szybkie tempo. Uznałem, że będę szedł na końcu – za swoją ekipą – i czułem się niepewnie, gdy ktoś za mną wpinał się na ten sam odcinek liny, na którym ja byłem wpięty. I choć przez większość trasy nie robiło to praktycznie żadnej różnicy w samej wspinaczce, to jednak pojawiło się kilka odcinków z dość luźno napiętą liną.

Gdy pod koniec jednego z takich odcinków próbowałem wejść na półkę skalną, pojawił się istotny problem – ktoś za mną wpiął się na ten luźny fragment liny, do którego byłem przypięty i przycisnął tym samym obydwa moje karabinki do ściany. Musiałem się nagimnastykować, żeby je stamtąd ruszyć, co uważam za niebezpieczną sytuację. Stąd moja rada: jeśli będziecie kiedyś na via ferracie, poczekajcie aż osoba przed wami przepnie się na następny odcinek trasy.

Austriaków puściliśmy przodem, ale znowu spotkaliśmy ich nieco dalej. Mimo tej całej, niewygodnej dla mnie sytuacji, okazali się być całkiem w porządku. Zrobili nam na szczycie kilka fotek, a poza tym mieli drona, którym nagrywali podejście. Mam nadzieję, że na dniach przyślą filmik ze wspinaczki. Fajnie byłoby zobaczyć naszą ekipę na szlaku, chociażby gdzieś z boku kadru.

Przypis z 2024: film z tamtego wypadu faktycznie pojawił się w sieci i można go znaleźć w serwisie YouTube.2


Szlakiem 447 w dół – i do spania

No dobra, Col Rosa zdobyta, fotki zrobione, deszcz nadal nie padał. Zejście szło sprawnie, choć było stromo. Wybranie ferraty na wejście i szlaku 447 na zejście było strzałem w dziesiątkę. Zatem, gdybyście zastanawiali się kiedyś,  jak zaplanować tę trasę – już wiecie.

Po zejściu zrobiliśmy kolejne zakupy i trafiliśmy do wynajętego przez booking noclegu. Mercure Hotel okazał się być bardzo przytulnym miejscem. Pokój również – przynajmniej do momentu, w którym zderzył się z naszymi realiami: pełno rzeczy na podłodze, pełno rzeczy na parapecie, a do tego na balkonie dwa palniki, na których gotowaliśmy obiad. Nie, żeby restauracja hotelowa wyglądała źle – po prostu głupotą byłoby płacić za jedzenie, skoro chwilę wcześniej byliśmy w sklepie.

Aha, zapomniałbym. Czajnik elektryczny był w pokoju tym udogodnieniem, na które najszybciej zwróciliśmy uwagę.


Niniejszy wpis jest przeredagowaną częścią wpisu „Między szczytami, via ferratami” opublikowanego w 2019 roku na moim blogu Borutzki. Stąd brak przypisów i bardziej personalny wydźwięk. Ostatnia część tekstu – już niebawem.

  1. Via ferrata Giuseppe Olivieri na szczyt Punta Anna – relacja z wypadu ↩︎
  2. https://www.youtube.com/watch?v=kgKBVf7RhHU ↩︎
  3. https://alavigne.net/Outdoors/FeatureReports/ViaFerrata/?p=vfcolrosa#_ ↩︎
Reakcje Fediverse

Dołącz do 10 innych subskrybentów

Postaw mi kawę na buycoffee.to


Dodaj komentarz