Rejs przez parki Kornati i Telašćica

Zadar, Chorwacja, sierpień 2022

Odwlekałem decyzję o wykupieniu miejsc na jeden z tych rejsów. Może niesłusznie. Podchodzimy do trzeciego z kolei stanowiska z pewną nadzieją. Pytamy, czy zmieszczą się jutro jeszcze trzy dodatkowe osoby na statku. Przy poprzednich stanowiskach słyszeliśmy, że na jutro to już nie ma opcji. Na szczęście, w tym przypadku opcja się znajduje.

Tina, dziewczyna zbierająca ludzi na rejs, dopisuje nas na listę pasażerów. Ponoć kilka osób jej wypadło i akurat zwolniły się wolne miejsca. Ciekawi mnie, czy to serio, czy po prostu chwyt marketingowy. Jeśli to drugie, to chyba działa – nie targujemy się. Dopytujemy jeszcze o jedzenie, co ze sobą zabrać, dokąd płyniemy, którędy i takie tam.

Zatem ustalone – juro ruszamy zobaczyć park narodowy Kornati i park przyrodniczy Telašćica.

Zaokrętowanie

Czwartek rano. Wczesna, jak na wakacje w Chorwacji, pobudka. Jemy szybkie śniadanie, zakładamy stroje kąpielowe, zbieramy buty do pływania i ręczniki, pakujemy przekąski i wychodzimy. W porcie przy starówce Zadaru musimy być przed 8 rano. Na szczęście nawet na piechotę droga nie zajmie nam dłużej niż kilkanaście minut.

Poranek jest ciepły, choć w powietrzu da się wyczuć chłodniejszą nutę. Zbieramy się pod łajbą, której nazwy nigdzie nie zapisałem. Tłum na nabrzeżu jest spory, ale to nic dziwnego. Chyba wszystkie tutejsze wycieczkowce właśnie zbierają swoich pasażerów. Wszyscy grupy przychodzą mniej więcej o tej samej porze. Niektóre statki ustawiają się obok siebie i żeby dostać się na pokład jednego, trzeba przejść przez pokład drugiego. Ale Chorwaci mają już na to wszystko patent i zaokrętowanie idzie bardzo sprawnie.

Element dekoracyjny statku którym płynęliśmy, a którego nazwy nie zapamiętałem

Basia wchodzi na pokład jako pierwsza, żeby zająć miejsce. Niedługo potem wchodzę ja, za mną Marcin. Wybieramy miejsce przy jednym ze stołów na górnym pokładzie.

Chwila zastanowienia i Marcin na podstawie mapy potwierdza, że siedzimy z dobrej strony. Nie będzie w nas uderzać słońce, przynajmniej z rana. Dobrze się składa, bo i bez tego jesteśmy opaleni. Do naszego stołu dosiada się jakiś starszy pan. Wygląda trochę jak Kevin Spacey. Po krótkim przywitaniu wyjmuje książkę i dalszą część rejsu będzie zajmował się już tylko nią. Lepsze to, niż jakby miał wywinąć jakiś krzywy numer – jak niemal każda z postaci, które grał wspomniany aktor.

Na statku jest już trochę ludzi, ale na razie nie ma tłoku. Wypływamy z Zadaru. Po drodze zahaczamy o Bibinje – miejscowość obok. Tam dosiada się więcej turystów. Teraz już robi się tłoczno i gwarno. Na szczęście pokład górny nie jest zadaszony, więc nie ma z tym większego problemu. Nie zrobi się duszno. W zasadzie, na statku jest chłodnawo. Tak czy inaczej, wypływamy z Bibinje i zaczyna się właściwy rejs.

Kierunek: Telašćica

Choć ruszamy w rejs morski, przez większość czasu na horyzoncie widać ląd z więcej niż jednej strony. Adriatyk w okolicach Zadaru jest poprzecinany mnóstwem wysp. Będziemy pływać między nimi. Na początek – czyli pół godziny po opuszczeniu Bibinje – nasza łajba płynie pod mostem Ždrelac, łączącym wyspy Ugljan i Pašman. Niedługo później przepływamy przez kolejną zwężkę, tym razem między wyspami Dugi Otok oraz Otok Katina. Dla jasności: otok to po chorwacku wyspa. Czyli płyniemy między Długą Wyspą a Katiną.

Na drodze do Telašćicy dostajemy kanapki. Raczej budżetowe bułki z szynką i serem (lub po prostu z serem, w opcji wegetariańskiej). Dość spore, ale i tak warto mieć coś do jedzenia w zapasie. Ale pamiętajmy, że mówię to jako osoba wchodząca na dietę masową.

Załoga statku tuż po wypłynięciu z Zadaru

Ta część rejsu upływa w spokoju, choć spokój ten zostaje w pewnej chwili zakłócony przez gościa zwracającego zawartość swojego żołądka na podłogę, przy stole obok naszego. Choć przez powiewy morskiego powietrza jest dość chłodno, znowu cieszę się, że ten pokład jest otwarty.

Obsługa statku szybko robi porządek, a ekipa z wymiotującym znika z pola widzenia. Jeżeli chodzi o moją opinię, to winą za ten incydent nie obarczałbym kanapek, ani nawet choroby morskiej. Zdaje się, że w przypadku tego towarzystwa przyczyną był zwykły kac.

Dugi Otok i jezioro Mir

Około godziny 11 dopływamy do przystani przy parku przyrodniczym Telašćica na Dugim Otoku. Schodzimy na ląd i rozglądamy się po okolicy. Jest sucho, widać tabliczki z informacją o ryzyku pożarów. Lepiej nie rzucać petów pod siebie. Nie, żeby ktoś z nas w ogóle palił. Podążamy za tłumem ludzi w kierunku słonego jeziora Mir.

Zatoka, w której zatrzymujemy się na Dugim Otoku

Jezioro Mir to niezła ciekawostka przyrodnicza. Jest to jezioro słone – na tyle słone, że życie w nim jest dość mocno ograniczone. Woda pojawiła się tu po ostatniej epoce lodowej, gdy wzrósł poziom oceanu. Teraz dopływa po trochę przez skalne szczeliny w klifach, czasem wlewa się też z morza przy silniejszym wietrze. W sezonie letnim, jej temperatura osiąga ponoć ponad 30 stopni[1][2]. Przez niewielką cyrkulację nie jest zbyt czysta – w porównaniu do Adriatyku – ale i tak zatrzymujemy się tu, żeby przez chwilę popływać.

Ale jezioro, mimo że ciekawe, zdecydowanie nie jest tu najciekawszym punktem. Choć zdaje się, że wiele osób z naszej i innych wycieczek pozostanie tu przez resztę naszego pobytu (czyli około 1,5 godziny), jako jedni z pierwszych decydujemy się na pójście dalej.

Widok z brzegu jeziora Mir

Odbijamy zatem z okolic jeziora na szlak turystyczny między krzakami i drzewami. Wdrapujemy się coraz wyżej i wyżej, aż w końcu podejście gwałtownie się kończy – konkretnie, klifem. Albo raczej ścianą klifów. Już na pierwszy rzut oka wygląda to imponująco, a przecież nie jesteśmy nawet w najwyższym punkcie. Ale może to kwestia faktu, że stąd właśnie widzimy ten najwyższy punkt.

Zaczynamy podążać wzdłuż klifów, Widok z góry przy każdym spojrzeniu robi wrażenie, nawet mimo tego, że za każdym razem wygląda prawie tak samo. Przesuwamy się dalej z punktu widokowego do punktu widokowego. W pewnym miejscu zauważam dość sporych rozmiarów pajęczynę wraz z jej sporych rozmiarów twórcą. Okazuje się, że to jakiś lokalny gatunek i pajęczyny są niemal wszędzie. Co człowiek zobaczył, tego już nie odzobaczy, jak to się mówi.

Nasz pierwszy rzut okiem na ścianę klifów

Tutejsze klify nazywane są przez Chorwatów ścianą, konkretnie ścianą Dugiego Otoku (cytując stronę parku: dugootočke “stene”). Nie dziwię się. Najwyższy z nich ma wysokość 165 metrów. Co innego pokonać 165 metrów przewyższenia w górach, co innego, gdy widzi się to w formie pionowej ściany przy samym morzu.

Trzymając się jeszcze liczb, skok z takiego klifu – o ile nie wyląduje się na kamieniach – byłby chyba przeżywalny, bo według informacji na stronie Parku Telašćica, głębokość wody przy klifach to w najgłębszym miejscu aż 85 metrów[3]. Ale na wszelki wypadek nie sprawdzamy.

Te same klify, widziane z wyższego punktu

Swoją drogą, podchodziłbym ostrożnie do danych z cytowanej wyżej strony. Artykuł w języku angielskim, wskutek zabawnej literówki, mówi o głębokościach do 20 km. Na pierwszy rzut oka ta liczba robi wrażenie, dopóki człowiek nie zauważy, że nie ma ona sensu. Jak mawiał Abraham Lincoln: nie wszystko, co przeczytasz w internecie, jest prawdą.

Po spacerze wzdłuż ścian Długiego Otoku zostaje nam niewiele czasu. Schodzimy do zatoki, tam wskakujemy jeszcze na chwilę do morza, żeby się schłodzić i może obmyć z wody Miru. A potem wracamy na pokład statku. Szkoda, że mieliśmy na to wszystko ledwo półtorej godziny. Ciekaw jestem, jak wygląda miejsce, w którym morze łączy się z jeziorem. Ale może innym razem. Teraz pora na drugą część rejsu – w kierunku wyspy Levrnaka.

Widok na zatokę, w której cumowaliśmy

Kierunek: Kornati

Po opuszczeniu Telašćicy, siadamy na statku przy innym stole. Nasz jest zajęty. Nadchodzi pora obiadowa. Wybieram kurczaka zamiast ryby – jedzenie ryby zawsze zajmuje mi długie godziny ze względu na wydłubywanie ości. Dostaję kurczaka, konkretnie kilka niezbyt dużych kawałków fileta z piersi. Do tego jakieś skromne dodatki. Cieszę się, że mam jeszcze jakiś zapas jedzenia w plecaku. Basia i Marcin, w opcji wegetariańskiej, dostają grillowane warzywa. Chyba jest ich trochę więcej niż kurczaka, ale tym też bym się nie najadł.

Do obiadu dostajemy też wino. W zasadzie do wyboru są dwa, białe i czerwone, ale pojęcia nie mam czym się różnią poza kolorem. Obydwa są kwaśne, żeby nie powiedzieć zbyt wytrawne. Próbujemy po trochę, ale żadne z nas nie podejmuje się picia więcej. Ale nie wszyscy są tacy wybredni. Przy innych stołach pierwsze butelki są właśnie opróżniane, a obsługa przynosi kolejne.

Wszędzie widać i słychać mewy, przyciągnięte albo zapachami, albo resztkami jedzenia, które co niektórzy pasażerowie statku postanawiają wyrzucić do morza. Mewy z lewej i z prawej, z przodu i z tyłu, nawet na górze – na dachu. Jak w tym starym wojskowym cytacie: teraz już nam nie uciekną.

Zatem kwestie gastronomiczne to zdecydowanie nie jest mocna strona tego rejsu. Ale nie po to się tu przecież wybraliśmy. Dobre restauracje mieliśmy w Zadarze. Tu wybraliśmy się pozwiedzać trochę Chorwackie parki przyrodnicze. I jak na razie było bardzo ładnie. Ale dokąd trafimy tym razem?

Formacje skalne wyspy Obručan Veli – dość upiorne

Około godzinę po opuszczeniu Dugiego Otoku, przepływamy obok intrygującej formacji skalnej na wysepce Obručan Veli. Niedługo potem docieramy do drugiego celu naszej podróży, czyli na niezamieszkaną wyspę Levrnaka. Co do tego niezamieszkania, można powiedzieć, że raczej jest to zamieszkanie sezonowe. Cumujemy przy molo od północnej strony przewężenia wyspy. Podobno woda jest od tej strony na tyle głęboka, że niektóre statki mają problem z kotwiczeniem. Nie weryfikowałem, ale faktycznie, wygląda na dość głęboką.

Levrnaka

W planie naszej wycieczki jest teraz przejście na plażę Lojena, kilka minut od mola, po drugiej stronie przewężenia wyspy. Jednak zanim tam trafimy, korzystamy z rady Tiny, która nam tę wycieczkę sprzedała i najpierw odbijamy na północny zachód, w kierunku najwyższego punktu na tej wyspie.

Szlaki między kamieniami nie są zbyt dobrze oznaczone. Jest kilka miejsc, w których pewnie łatwo skręcić kostkę. Czasem kamyki wysuwają się spod nóg. Słońce pali, łatwo można się zgrzać i opalić. Ale to nie zmienia faktu, że podejście nie jest zbyt duże, nie jest też zbyt długie.

Widok z wierzchołka Veli Vrh na zatokę, nasz statek (ten równoległy do molo) i archipelag Kornati w tle

Veli Vrh, ma 118 metrów wysokości[4] i roztacza się z niego piękny widok na otwarty Adriatyk oraz zatokę między Levrnaką a wyspą Kornat, największą w archipelagu Kornati. Kornat zdaje się być jedną, wielką pustynią – co jest, jak sądzę, efektem dużej odległości między nami a nim. Inne wysepki natomiast zdają się być mniejsze, niż są w rzeczywistości. Efekt skali. Niby ledwo 120 metrów wysokości, a jednak w pewnym sensie widoki mogą równać się z niektórymi widokówkami z Tatr.

Słowem komentarza muszę przyznać, że pejzaż ten dobrze oddaje przyrodę tej części Chorwacji. Granatowe morze poprzecinane falami zza statków, białe i pozornie pustynne skały, a także przebijająca się spomiędzy nich mniej lub bardziej obfita roślinność. A jak się człowiek uprze, to nawet stado dzikich turystów może wypatrzeć.

Widok na plażę Lojana

Zaliczyliśmy najwyższy punkt na wyspie, teraz pora na przyjemności. Schodzimy na plażę Lojana i wskakujemy do wody. Mimo kilku zakotwiczonych łódek i tak jest tu przyjemniej niż w Zadarze. Zwłaszcza, że na plaży w Zadarze mieliśmy na plaży widok na port, chyba zresztą ze stocznią. Tutejsza plaża, nawet mimo sporej liczby ludzi zebranych z kilku kursujących tu statków, zdaje się być dużo bardziej kameralna. Mamy więc jeszcze kilkadziesiąt minut na posiedzenie w wodzie – z czego chętnie korzystamy. Zresztą, kto by po tym łażeniu między skałami nie skorzystał z opcji schłodzenia się w Adriatyku?

Kierunek: Zadar

Niedługo potem zbieramy się z powrotem na statek i o 15:00 wypływamy w kierunku Zadaru. Rejs w tę stronę nieco się dłuży, ale może to tylko kwestia świadomości, że jest to rejs powrotny. Mimo wiatru i muzyki (kompletnie nie w moim klimacie), próbuję czytać Przekrój. I jakoś zlatuje. Tuż przed 18:00 docieramy z powrotem do miasta, zahaczając po drodze o Bibanj. Mamy więc przed sobą jeszcze cały wieczór na kolację, spacery czy obserwację kolejnego zachodu słońca[5].  

W gruncie rzeczy, najbardziej w tym rejsie podobała mi się ta Telašćica. Piękne widoki i satysfakcjonujący spacer po klifach. Park Narodowy Kornati obejrzeliśmy raczej z dużej odległości, nie zbliżając się zbytnio do samej wyspy Kornat. Mogliśmy po drodze obejrzeć kilka wysepek obok wyspy Levrnaka, ale odnoszę wrażenie, że nie wyczerpuje to w ogóle tematu tego parku narodowego. A szkoda, bo na zdjęciach wygląda naprawdę ładnie.

Jeden z tych zadarskich zachodów słońca

Z drugiej strony, może to dobrze. Jakoś nie przemawia do mojej wyobraźni scenariusz kursowania codziennie kilkunastu (a może kilkudziesięciu?) spalinowych statków w okolice, które podobno nazywa się parkiem narodowym objętym ochroną – choć zakładam, że i tak nie jest tam tak odludnie, jak mogłaby sugerować ścisła ochrona.

Co do samego rejsu, był w porządku. Oczywiście, miejsca do których popłynęliśmy, są dość popularne o czym świadczy bardzo duża liczba turystów, których tam widzieliśmy. Można też przyczepić się o jedzenie na statku – choć jest to dla mnie dość obojętna kwestia. Ale jeśli chodzi o opcję na wyrwanie się z Zadaru w bardziej spektakularne miejsca – uważam, że było warto.

Można narzekać, ale tak czy inaczej warto było się przepłynąć.

Garść informacji

Ten wpis poświęciłem niemal w całości relacji z rejsu, więc pora na dorzucenie kilku bardziej praktycznych informacji. Zatem, punkt po punkcie:

  • Czas trwania wycieczki: 10 godzin, od 8:00 do 18:00;
  • Koszt: 410 kun od osoby;
  • Odwiedzone miejsca: Park Krajobrazowy Telašćica (wybrzeże z klifami, Dugi Otok) oraz Park Narodowy Kornati (obrzeża, wyspa Levrnaka);
  • Warto wziąć ze sobą dobre buty do spacerowania, buty do pływania, krem z filtrem, bluza (w razie większego wiatru podczas rejsu).
  • Warto wykupić miejsca wcześniej.

Źródła informacji

[1]    „About Park-Salt lake Mir”, Nature park Telašćica. https://pp-telascica.hr/about-park-salt-lake-mir/?lang=en (dostęp 13 październik 2022).

[2]    „Słone jezioro Mir – Sali – Chorwacja”. https://tropter.com/pl/chorwacja/sali/slone-jezioro-mir (dostęp 13 październik 2022).

[3]    „O parku-Strmac”, Park prirode Telašćica. https://pp-telascica.hr/posjecivanje-strmac/ (dostęp 13 październik 2022).

[4]    „Levrnaka”, Wikipedija. 17 luty 2022. Dostęp: 13 październik 2022. [Online]. Dostępne na: https://hr.wikipedia.org/w/index.php?title=Levrnaka&oldid=6321727

[5]    K. Borucki, „Kilka dni w Zadarze”, Zawieruszony Blog, 16 październik 2022. https://zawieruszony.blog/2022/10/16/kilka-dni-w-zadarze/ (dostęp 17 październik 2022).


Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: