Kraj Ustecki, Czechy, wrzesień 2022
Czytając wpisy na tym blogu można odnieść wrażenie, że jak via ferrata, to tylko góry, wchodzenie na trzytysięczniki i w ogóle niebezpieczna sprawa. Dlatego, dla równowagi, tutaj postanowiłem opisać pokrótce jednodniowy wypad do miejscowości Děčín. Co w niej ciekawego? Via ferrata Pastýřská Stěna, czyli możliwość wspinania się z lonżą, ale tym razem z widokiem na to czeskie miasteczko przy niemieckiej granicy.
Od początku…
Wieczorem dojeżdżam pociągiem do Jeleniej Góry. Z PKP odbierają mnie Basia, Jula i Artur. Tego dnia wspinali się w Kruczych Skałach w Karpaczu. Ja natomiast regenerowałem się po integracji firmowej. Jedziemy do Szarego Pieca na kolację i stamtąd do zarezerwowanego noclegu. Następnego dnia chcemy wyjechać do Děčína bezpośrednio z Jeleniej Góry, bo mimo wszystko będzie szybciej niż z samego Wrocławia.
Niedzielny poranek zapowiada się ładnie, choć prognozy nie są zgodne co do tego, jak ma wyglądać pogoda na zachód od nas. Albo będzie burza, albo jej nie będzie – tyle można wywnioskować. Około 9 rano wyjeżdżamy z Jeleniej Góry i do czeskiej miejscowości dojeżdżamy mniej więcej o 12:30. Parkujemy nad samą Łabą, pod mostem Tyršův (niestety, nie wiem, jak odmienić tę nazwę). Nazwa mostu bierze się od nazwiska czeskiego uczonego Miroslava Tyrša, jak się zdaje[1]. W ogóle jest z niego ciekawa konstrukcja, ale to nie o niej jest ten wpis.

Na miejscu robimy stop na śniadanie, zakładamy uprzęże z lonżami, wyciągamy kaski i zmieniamy buty. Na górskie, a nie wspinaczkowe – gwoli ścisłości. W dwie minuty dochodzimy do początku via ferraty, a właściwie całej grupy via ferrat. Na placyku pod ścianą są toalety typu Toi Toi, nieopodal widać knajpkę, znajdzie się też kilka ławek i nawet schowek na rowery. Warto też wspomnieć, że sprzęt wspinaczkowy można wypożyczyć w jednym z lokali tuż przy ścianie.
Ale nas z tego wszystkiego najbardziej interesuje tablica z toposami poszczególnych dróg. Poniżej zamieszczam jej zdjęcie, choć na portalu Bergsteigen – jak zawsze – można znaleźć całkiem przystępny obrazek[2].

Pastýřská Stěna
Podejść zrobimy kilka. Via ferraty nie są zbyt długie i sądzę, że o ile nie wybierze się zbyt trudnej na swoje możliwości, żadna nie powinna zająć dłużej niż 90 minut. W każdym przypadku jednak należy nastawić się na wycenę co najmniej C, bo taką ma pierwsza droga nazwana Path to Heaven – albo, z czeskiego, Cesta do nebíčka – za którą dopiero zaczynają się kolejne. Ale bez strachu, mimo wyceny C nie należy ona do szczególnie trudnych. Chyba, że ma się problem z wchodzeniem po drabinie.

W pierwszym podejściu idziemy głównie drogą numer 1 (po drabinie, widocznej z prawej strony toposa). Odbijamy z niej dopiero na numer 9 (Frona), którego jednak nie przechodzimy do końca. Kierujemy się zamiast tego na zawieszony most, czyli drogę numer 10 – Karlův Most, chyba lokalny Most Karola. Stamtąd, mniej lub bardziej przypadkowo, wchodzimy na łatwy fragment z numerkiem 12 (Vzdušný balet), którym wychodzimy na górną półkę. Koniec ściany.

Po wdrapaniu się na górę pasterskiej ściany, kierujemy się na szczyt. Znajduje się tam knajpa w ciekawym budynku z wieżą widokową. Zanim zajdziemy do knajpy – w której skusimy się na chłodne piwko – przysiadamy na ławce przy końcu jednej z dróg i przypatrujemy się budynkom rozrzuconym między łagodnymi pagórkami tej części kraju usteckiego. Po krótkiej przerwie decydujemy się na zejście na dół i jeszcze jedno wejście. Pierwsze zajęło nam trochę ponad godzinę, z przerwami na robienie zdjęć. Drugie zatem nie powinno być gorsze.

Droga na dół prowadzi najpierw stromą leśną ścieżką, a potem nieco mniej stromą uliczką. Można stamtąd dojść bezpośrednio na parking, na którym zostawiliśmy samochód, więc podchodzimy do niego jeszcze coś przekąsić. W międzyczasie nad nami kłębią się chmury, które uparcie ignorujemy.
Za drugim razem startujemy – a jakże – drogą numer 1, ale środkową, a z niej odbijamy na numer 5 (po polsku byłby to Głodny wędrowiec), z którego potem wejdziemy na Adrenalin Challenge z numerem 16. Wbrew nazwie, nie jest to droga szczególnie pobudzająca, choć pewnie do najłatwiejszych również nie należy. Z pewnością byłoby łatwiej bez popadującego deszczu, ale i mimo tego da się wejść na górę. Więc – a jakże – wchodzimy.

Na górze kolejna przerwa. Tym razem już tylko Jula z Arturem decydują się na jeszcze jedno podejście. Którymi drogami? Ich słodka tajemnica. Ja z Basią odpuszczamy i zostajemy na górze, obserwując panoramę Děčína. Koniec końców burza nas omija, choć wcale nie tak szerokim łukiem.
Swoją drogą, więcej szczegółów na temat każdej ze wspomnianych tu dróg można znaleźć na czeskim portalu http://www.viaferraty.cz. Na ogół wystarczy wpisać nazwę drogi, a Google sam odeśle. Na wszelki wypadek jednak zamieszczam w referencjach opis Cesty do nebíčka[3].
Wieczorowa pora
Można by pomyśleć, że po przejściu kilku via ferrat atrakcje na ten dzień możemy uznać za zakończone. Ale to nie do końca prawda. Przecież jesteśmy w nie tak znowu małej miejscowości, są tu jakieś lokale, a koronę Děčína stanowi zamek, którego historia sięga jeszcze X wieku[4]. Zatem wypadałoby się co najmniej rozejrzeć.

Wróćmy jeszcze na chwilę na ścianę pasterza. Jula i Artur ruszają na dół, ja z Basią zostajemy na górze. W ten sposób mamy wolną chwilę na szukanie jakiejś adekwatnej restauracji, żeby podskoczyć na kolację. Na niedzielny wieczór opcje są niestety ograniczone. Wychodzi na to, że czeska kuchnia to głównie obiady. Trip Advisor podpowiada, że na kolację najlepiej podskoczyć na curry do indyjskiej knajpy. Ale przecież nie przyjechaliśmy do Czech, żeby jeść curry.

Ostatecznie wybieramy kilka knajp, które zamierzamy sprawdzić. Tym razem schodzimy na dół w czwórkę i jako tako przebieramy się przed ruszeniem w miasto. Robi się wieczór, a Děčín nabiera uroku. Spacer przez miasto jest w porządku, choć jeżdżące niemal w każdej uliczce samochody trochę go uprzykrzają. Na szczęście, jakby dla równowagi, ludzi na ulicach nie ma znowu aż tak wielu.
Po odbiciu się od drzwi jednej z czeskich knajp, trafiamy do lokalu o nazwie Franz Josef I, nazwanego tak najwidoczniej na cześć jednego z austro-węgierskich monarchów. W oczy rzuca się jeden z klientów ubrany trochę jak kowboj, a także wystrój przypominający surową elegancję PRL. Pani z obsługi jest całkiem miła i rozmawia z nami mieszanką czterech języków (polski, niemiecki, czeski i angielski).

Niestety, sporej części potraw już nie dostaniemy, bo jest wieczór. Dlatego trzy z czterech zamówionych do naszego stolika dań to ten słynny czeski smażony ser. Piszę o tym, żeby w razie czego moi czytelnicy byli uświadomieni, że z kolacją w stylu czeskim może być krucho. Chyba, że tą kolacją ma być piwo albo Kofola. W tej konfiguracji problemów raczej nikt nie napotka.
Po kolacji jeszcze przez chwilę przechadzamy się po okolicach zamku. Pokonujemy dróżkę dochodzącą do zamku w jedną stronę, pod bramę. Na dziedziniec nie wchodzimy – jest już zamknięty. Ale ta stylistyka i tak robi wrażenie. Zaczynamy wracać i w mniej więcej połowie drogi odbijamy na plac pod zamkiem, chyba coś w stylu rynku miasta. Ale tam już nic więcej ciekawego nie ma do roboty. Dlatego powoli, już po ciemku, wracamy do samochodu, przyglądając się nocnej widokówce kraju usteckiego. A zaraz potem – jazda prosto na Wrocław.

Źródła informacji
[1] „Tyršův most (Děčín)”, Wikipedie. 22 czerwiec 2022. Dostęp: 24 październik 2022. [Online]. Dostępne na: https://cs.wikipedia.org/w/index.php?title=Tyr%C5%A1%C5%AFv_most_(D%C4%9B%C4%8D%C3%ADn)&oldid=21406355
[2] „Ferrata Pastyrska Stena – Klettersteige Schäferwand”, Bergsteigen.com. https://www.bergsteigen.com/touren/klettersteig/ferrata-pastyrska-stena-klettersteige-schaeferwand/ (dostęp 24 październik 2022).
[3] „Cesta do nebíčka”, ViaFerraty.cz. https://www.viaferraty.cz/ferrata/cesta-do-nebicka/ (dostęp 27 październik 2022).
[4] „Zamek w Děčínie”, Wikipedia, wolna encyklopedia. 12 wrzesień 2022. Dostęp: 26 październik 2022. [Online]. Dostępne na: https://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Zamek_w_D%C4%9B%C4%8D%C3%ADnie&oldid=68187181