Czy warto robić mnóstwo zdjęć na wyjazdach?

Luźne rozważania

Każdy, kto był ze mną na większym wyjeździe w góry, mógł zwrócić na to uwagę. Czasem zostaję z tyłu, żeby zrobić zdjęcie. Czasem lecę naprzód pierwszy, żeby zrobić zdjęcie. Przystaję na chwilę w miejscu, żeby zrobić kilka zdjęć. Po każdym dniu chodzenia mam mnóstwo fotek. Jak taki stereotypowy, japoński turysta. W tym wpisie chciałbym luźno zastanowić się, czy robienie dużej ilości zdjęć ma sens, czy nie do końca. I w jakich sytuacjach.

Garść liczb

Na początek kilka liczb, wyciągniętych z mojego archiwum. Wyjazd w Tatry, jesień 2018: 5 dni chodzenia, łącznie 940 zdjęć. Bieszczady, w zimie na początku 2019: 4 dni chodzenia, łącznie 1030 zdjęć. Słowacja, jesień 2020: 5 dni, 674 zdjęcia. Słowenia, lato 2021: 7 dni, 1011 zdjęć. Austria, lato 2022: 7 dni (4 w górach), 759 zdjęć.

Wyjazd do Słowenii – jeden z rekordowych pod względem ilości zdjęć
Triglav, lipiec 2021

Oczywiście, w końcowych galeriach w Lightroomie, po selekcji, zdjęć mam dużo mniej. Powyższe liczby też nie dla każdego są szczególnie duże – zwłaszcza nie dla zawodowych fotografów. Jednak jak dla mnie, 1000 zdjęć z wyjazdu to i tak sporo. W końcu profesjonalistą nie jestem. Tyle słowem wstępu.

Zatem, do rzeczy. Jaką wartość dodaną ma robienie tylu fotografii?

Czas i miejsce

Najpierw podstawowa kwestia. Duża liczba zdjęć, robionych często i w różnych momentach wypadów, pozwala na odtworzenie chronologii wydarzeń. Nie dla każdego jest to sprawa istotna, ale nie ukrywam, że dzięki obszernym archiwom jestem w stanie dużo lepiej relacjonować tu swoje wycieczki, niż gdybym miał pisać teksty tylko z głowy. Kadry to jedno, ale pliki ze zdjęciami zawsze zawierają też jakiś zestaw metadanych, które można rozsądnie wykorzystać.

Oczywiście, można się z tym kłócić. Chronologia nie zawsze jest istotna. Nasze mózgi lubią przeinaczać wspomnienia – a wspomnienia dzięki temu stają się bardziej „nasze” lub „indywidualne”. Jednakże, jeżeli chcę mieć w swoich wpisach choć trochę obiektywizmu, to poleganie na wspomnieniach tylko z głowy jest po prostu zgubne i może prowadzić do podawania fałszywych informacji. Nie chciałbym swoim czytelnikom serwować informacji sprzecznych z rzeczywistością. Nawet, jeżeli chodzi o takie detale jak kolejność odwiedzania miejsc czy wybierane szlaki.  

Zdjęcie z obrzeży miejscowości Suchý Důl; bez śladu GPS nigdy bym nie wiedział, gdzie zostało zrobione
Czechy, maj 2018

Fakty, nie wspomnienia

Przeinaczone wspomnienia też nadają się na historie, jednak ryzyko pominięcia jakichś ciekawych anegdot niestety zawsze się pojawia, jeżeli materiał z wypadu jest wybrakowany.

Dobrym przykładem zastosowania obszernego archiwum zdjęć jest jeden z wpisów, nad którymi pracuję. Mianowicie: opis mojego pierwszego świadomego wypadu w góry, na majówkę 2018 roku. Oczywiście wiele rzeczy z tamtej majówki pamiętam, ale za nic w świecie nie byłbym w stanie przypomnieć sobie wszystkiego. Upłynęło już sporo czasu od tamtej pory, a nigdy tak naprawdę nie zapamiętałem nazw wszystkich miejscowości, które odwiedziliśmy z Damianem.

Na szczęście mam mnóstwo zdjęć. Na ich podstawie jestem w stanie odtworzyć przebieg wydarzeń i lokalizacje na mapie. Wiem, skąd wystartowaliśmy, którędy szliśmy i w jakich godzinach. Chronologia jest zachowana, tak samo jak kolejność odwiedzanych miejsc i wybranych szlaków. A to tylko wierzchołek góry lodowej. Na jednej z fotografii widzę zawieszone na płocie skóry, w tym… skórę kota. Na innej – schronisko Hvezda, do którego nas nie wpuszczono. Oprócz tego mam mnóstwo innych ujęć, z których wiele przypomina mi jeszcze inne intrygujące anegdoty. Ale o tym, kiedy indziej…

Już prawie zapomniałem o tym, że w 2018 zahaczyliśmy o granice parku Polické stěny
Maj 2018

Prawdę mówiąc, w tych zdjęciach jest ujęta cała historia, którą teraz mogę skrupulatnie opisać. I to jest jedna z największych zalet posiadania obszernej kolekcji zdjęć z wyjazdów, na których byłem. 

Selekcjonowanie zdjęć

Powiedziałbym, że fotograf jest ze mnie co najwyżej przeciętny. Dlatego zrobienie paruset fotografii na wyjazdach daje nadzieję na to, że znajdą się wśród tego zbioru jakieś ponadprzeciętne kadry. Gdy mam 1000 różnych ujęć, to nawet jeżeli 5% z nich będzie dobra – mam materiał do fotorelacji, galerii zdjęć czy udostępnienia gdzieś. I mogę udawać utalentowanego fotografa, którym w zasadzie nie jestem. Po prostu korzystam z jakiejś wariacji statystycznego rozkładu normalnego.

Oczywiście zrobienie 1000 zdjęć na wyjeździe nie może mieć sensu, jeżeli tych fotografii w żaden sposób się potem nie przebiera. Jedną chwilę czasem warto sfotografować kilkukrotnie i wybrać najlepsze ujęcie. Jeżeli robi się zdjęcia znajomych, to przy odpowiednio dużej liczbie zawsze powinno trafić się przynajmniej jedno, na którym każdy wypadnie korzystnie. Różne pory dnia ukazują różne miejsca w różnym świetle. Jednak zawsze sprowadza się to do wyboru najlepszej z dostępnych fotografii.

Jedno miejsce, dwie pory dnia
Zadar, sierpień 2022

Wybór jednego genialnego zdjęcia z kilkuset przeciętnych wymaga czasu i poświęcenia, ale jest tego wart. A robienie dużej ilości zdjęć daje możliwość takiego wyboru.

Co z wyselekcjonowanymi zdjęciami?

Żyjemy w latach 20. XXI wieku, więc dla wielu osób naturalną rzeczą jest udostępnianie swoich najlepszych fotografii w mediach społecznościowych. Jednak, prawdę mówiąc, uważam to za wierzchołek góry lodowej; jedną z wielu opcji.

Wyselekcjonowana galeria zdjęć ma dużo innych zastosowań. Na pewno dobrym jest pokazanie znajomym i rodzinie miejsca, w którym się było. Utworzenie galerii 50 zdjęć z 1000 oszczędza wszystkim znudzenia i oczekiwania. Gdy komuś pokazuję tylko wybrane fotki, nie muszę skakać po galerii, żeby uniknąć co bardziej kompromitujących kadrów i znaleźć te co bardziej interesujące. A i osoby mające – z własnej lub nie woli – oglądać taką galerię, dużo łatwiej przystaną do przejrzenia 50 dobrych ujęć, niż 100 czy 1000 przeciętnych. Tyle, że te te dobre kadry trzeba najpierw skądś mieć.

Zdjęcie, które swego czasu znalazło się na okładce miesięcznika Żak
Bieszczady, luty 2019

Innym, naturalnym dla mnie, zastosowaniem takiej skondensowanej galerii, są wszelkiego rodzaju relacje i reportaże, czyli wpisy na Zawieruszonym Blogu. Zdecydowanie sprawniej idzie mi wybór zdjęć do tekstów, gdy mam przed sobą 30 najlepszych ujęć z danego wyjazdu. Czasem dobrze jest wygrzebać z archiwum jakąś osobliwość czy ulotkę, której zdjęcie nie przetrwało w galerii głównej, ale to odosobnione przypadki

Jeszcze jedną możliwością jest udostępnianie zdjęć za darmo w sieci, np. na platformie Unsplash. Nie chciałbym zaniżać tam zbytnio jakości bazy fotografii, więc spośród 1000 zdjęć wrzucam czasem jedno czy dwa absolutnie, moim zdaniem, najlepsze. I to się na swój sposób opłaca. Miło jest czasem znaleźć w internecie informację, że któreś z moich zdjęć zostało wykorzystane na czyimś blogu[1][2][3] czy na okładce czyjejś książki[4][5].

Jedno z moich popularniejszych zdjęć w serwisie Unsplash
Tatry, sierpień 2018

Kiedy nie warto robić tysiąca zdjęć?

Mimo wszystko, powiedzmy sobie wprost jedną rzecz: nie zawsze warto robić setki zdjęć i nie dla każdego będzie miało to sens.

Podstawowym pytaniem, które warto sobie zadać, jest: „czy zamierzam potem coś robić z tymi wszystkimi zdjęciami?”. Jeżeli ktoś nie ma cierpliwości do przeczesywania archiwów i nie widzisz sensu w spędzaniu dodatkowych godzin przed komputerem, żeby temat ogarnąć – lepiej sobie odpuścić. Opcja posiadania wyselekcjonowanej galerii zdjęć i możliwość wyboru kilku najlepszych z ogromnej bazy zmieniają się wtedy w zwykły bałagan.

Istotną kwestią jest też oczywiście unikalność wyjazdu. W Słowenii byłem raz i nie wiem, czy jeszcze kiedyś się tam zawieruszę (choć mam nadzieję, że tak). Warto było zrobić sobie trochę zdjęć na górkę, chociażby jako pamiątkę. Inaczej sytuacja ma się w przypadku Karkonoszy, gdzie bywam kilka razy w roku. Tam nie robię zdjęć już tak często i zazwyczaj zadowalam się kilkoma najciekawszymi widokówkami. Słowem, nie z każdego wyjazdu warto przywozić setki różnych ujęć.

Wyjazd do Norwegii był wyjątkowy i mam z niego setki zdjęć w archiwum
Hardangervidda, Norwegia, lipiec 2019

Smartfon to nie zawsze dobra rzecz

Chodzenie ze smartfonem w ręce, też nie zawsze jest dobrym nawykiem. Można go łatwo stracić, chociażby przez upuszczenie nad skalnym zagłębieniem – na przykład podczas robienia jakiegoś zdjęcia. Trudniej jest się też delektować widokami, jeżeli widzi się je głównie przez ekran i obiektyw. Nie wszystko da się uchwycić na zdjęciach, a niektórych rzeczy po prostu nie warto[6].

Zawsze dochodzi też kwestia mentalnego wyciszenia. W górach – i nie tylko – warto odsapnąć od wiszenia nad telefonem. Nie każdy potrafi się pod tym względem kontrolować, a powiedziałbym nawet, że mało kto ma tę umiejętność. Dlatego, jeżeli jest się osobą łatwo wpadającą w ciąg skrolowania kolejnych aplikacji – może lepiej odpuścić sobie noszenie smartfonu zawsze pod ręką – lub w niej.

Koniec końców…

Podsumujmy krótko cały ten wątek.

Robienie multum zdjęć na wyjazdach niesie za sobą szereg benefitów. Z dużej ilości zdjęć zawsze uzbiera się jakaś liczba perełek. Wyselekcjonowane galerie robią lepsze wrażenie niż zbiór przypadkowych zdjęć. Słowem: łatwo zrobić dużo dobrych zdjęć, jeżeli w ogóle robi się mnóstwo zdjęć. A do tego, każda obszerna fotorelacja ułatwia odtworzenie wspomnień zgodnie z prawdą.

Jednakże, zalewanie pamięci swojego smartfonu czy aparatu setkami zdjęć nie ma sensu, jeżeli nic się potem z tymi zdjęciami nie robi. Oczywiste jest, że częściej sięgam do przebranych galerii niż do pełnego archiwum. Jednak nie każdy ma tego lekkiego bzika na punkcie fotografii i nie każdemu przyda się tysiąc zdjęć z wyjazdu, w których bez selekcji łatwo się pogubić. Zwłaszcza, że każdorazowe przekopywanie się przez setki zdjęć może być po prostu odpychające.

Ujęcie ze skały pod Trolltungą; mam kilkanaście niemal identycznych zdjęć
Hardangervidda, Norwegia, lipiec 2019

Samo noszenie smartfonu w zasięgu ręki przez cały czas też nie jest do końca dobrym nawykiem, a można powiedzieć, że w przypadku wielu osób, jest to nawyk wręcz szkodliwy. Czy warto zapychać sobie wyjazd social mediami, jeżeli nie ma się samokontroli do zapomnienia o nich na czas wypadu? Na to pytanie każdy ma własną odpowiedź.

Mówiąc krótko: pstrykanie setek zdjęć podczas wyjazdów ma zasadniczo tyle sensu, ile sami w tym widzimy. Dla mnie możliwość selekcji z dużej bazy i wykorzystania najlepszych ujęć jest wręcz bezcenna. Dla kogoś innego, przekopywanie się archiwa to strata czasu, a tworzenie tych archiwów – tym bardziej.

Nie mogę się oprzeć przed tym, by podsumować cały ten wywód słowami: to zależy. I na tym pozwolę sobie zakończyć niniejszy wpis.


Źródła informacji

[1]    K. Williams, „Chasing Unseen Ghosts Through the Twilit Woods”, Pollinate Magazine, 20 kwiecień 2022. https://medium.com/pollinatemagazine/chasing-unseen-ghosts-through-the-twilit-woods-b3b77e92190a (dostęp 9 grudzień 2022).

[2]    „Jedzenie w góry – blog Skalnik”. https://www.skalnik.pl/blog/jedzenie-w-gory/ (dostęp 9 grudzień 2022).

[3]    T. H. Redactie, „Polen en haar onontdekte gebergten | Beyond The Camera #18”, The Hike, 19 marzec 2021. https://www.thehike.nl/beyond-the-camera-polen/ (dostęp 9 grudzień 2022).

[4]    „Stalker – Stefan Weisbrodt – ebook + książka”. https://www.legimi.pl/ebook-stalker-stefan-weisbrodt,b918722.html (dostęp 9 grudzień 2022).

[5]    „Stefan Weisbrodt | Facebook”. https://www.facebook.com/stefanweisbrodt.autor (dostęp 15 październik 2022).

[6]    B. & K. McKay, „Sunday Firesides: This One’s For Me”, The Art of Manliness, 8 sierpień 2021. https://www.artofmanliness.com/character/behavior/sunday-firesides-this-ones-for-me/ (dostęp 2 listopad 2022).


Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: