Wschodni Tyrol, Austria, sierpień 2022
Opublikowałem już serię wpisów o miejscach, które widzieliśmy z Basią w Austrii w tegoroczne wakacje. Teraz pora na krótkie podsumowanie.
Z kraju wyjeżdżamy 10 sierpnia, chyba koło godziny 9 rano. Wakacje zaczynają się od 850-kilometrowej przejażdżki z Dolnego Śląska do Wschodniego Tyrolu w rytmach deadmau5’a (nostalgicznie), Kraftwerk (tematycznie, jadąc Autobahnem), Gorillaz (nastrojowo) i paru innych artystów. Jakoś trzeba przepędzić ten czas, ale poza wzmianką o muzyce której słuchamy, nic szczególnie interesującego nie ma sensu tu dodawać.
Falken
Tego samego dnia, około godziny 9 wieczorem, dojeżdżamy na kemping Falken w Lienz. Robi wrażenie przyjemnego miejsca na uboczu nie tak znowu małej miejscowości. Udaje nam się wyrwać chyba ostatnie wolne miejsce. Spory kawał trawnika, na którym spokojnie zmieściłyby się dwa kampery. Kosztuje nas to €39 za noc – samochód plus namiot. Nieźle. Chyba najtańsza opcja w okolicy.
Rozkładamy się na tym ogromnym trawniku. Z całego miejsca na dwa kampery bierzemy tyle, ile trzeba na namiot obok samochodu. Wygląda to dość skromnie, zwłaszcza w porównaniu do otaczających nas obozowisk składających się z kamperów, namiotów wieloosobowych czy nawet całych kuchni polowych. No ale dobra, bogaczami przecież nie jesteśmy. Teraz już tylko spanie, bo i tak nie ma czasu na nic innego.

Rankiem, pierwszego właściwego dnia wyjazdu, już po obudzeniu przez prace budowlane za płotem[1], udaje nam się jeszcze wyrwać to samo miejsce na namiot na kolejną noc. Mówię wyrwać, bo na Falken miejsc jest niezbyt wiele, a do tego prawie wszystkie numerowane. Widać, że cały kemping jest przygotowany raczej pod kampery niż pojedyncze namioty, a do tego – dość oblegany. Nie powiem, miejscówka wygodna do wyjazdów w górskie wędrówki i spędzanie czasu w samym Lienz, z niezłą łazienką. Ale takie luksusy to raczej dla bogatych kamperowiczów; dla ludzi z namiotem to najwyżej jak żaden kamperowicz nie weźmie.
No dobra. Miejsce wylosowane (to samo, co wcześniej), więc ruszamy w drogę. Pierwszy dzień spędzamy na spacerze pod lodowiec Schlatenkees. Nie jest to wybitnie długa przechadzka, ale wiadomo – nie zamierzaliśmy się zajechać już na starcie. Po powrocie z gór nic szczególnego się już nie dzieje. Typowa krzątanina kempingowa i spanie. Powiedziałbym, że na łonie natury, ale w lokalizacji Falken to nie do końca prawda. Zbyt wielu ludzi na zbyt małej przestrzeni.
Kolejnego dnia pogoda ma nie dopisywać. Nie dopisuje nam też szczęście i nasze miejsce na kempingu jest już chyba przez kogoś zarezerwowane. Swoją drogą, ciągle mnie dziwi, że nie pozwolono nam wziąć tej miejscówki na kilka dni od razu, tylko zmuszeni jesteśmy zdać się na łaskę lub niełaskę obsługi. Mając na uwadze jedno i drugie, decydujemy się przenieść na inny kemping, kilkanaście kilometrów dalej. Potem okaże się to strzałem w dziesiątkę.
Seewiese
Pole namiotowe Seewiese jest położone nad jeziorem Tristachersee, powyżej miejscowości Tristach przylegającej do Lienz. W porównaniu do Falken, jest dużo przyjemniejsze. Żadnej numeracji miejsc – pełna swoboda wyboru. Dużo większa przestrzeń. Darmowe papierowe przewodniki turystyczne po okolicy dla każdego gościa. W cenę noclegów wliczony dostęp do jeziora (jest ono płatne dla przyjezdnych) oraz przejazdy autobusami do Lienz. Po prostu rewelacja!

Zdjęcie: Basia
Tego dnia sprawdzamy obie wliczone w cenę możliwości. Najpierw idziemy nad Tristachersee, choć kąpiel w nim zostawiamy sobie na inny dzień. Pogoda jednak nie ta. Zamiast tego pakujemy się w autobus do Lienz, gdzie rzucamy okiem na restauracje i starówkę, zahaczamy o jakąś kawiarnio-lodziarnię w włoskim stylu i robimy krótkie zakupy. Bardziej ambitne plany psuje nam ostatecznie pogoda, więc ostatecznie wracamy na kemping i tam pozostałą część dnia spędzamy w namiocie przy książkach.

Kolejne dwa dni wczasów są już typowo górskie. W pierwszy z nich zachodzimy na Seekofel[2], na który szlak zaczyna się relatywnie blisko naszego kempingu Seewiese. Drugi dzień przeznaczamy na wejście na Glödis, najdłuższą wędrówkę tego wyjazdu[3]. Dopiero trzeci dzień – poniedziałek, 15 sierpnia – spędzamy bez gór.
Jedziemy wtedy z rana do Lienz pospacerować po mieście, a po południu, już na kempingu, pływamy trochę w Tristachersee. Jezioro całkiem ciepłe, jak na zbiornik wodny w górach. Czytamy książki i gazety, przeczekaliśmy burzę i już – dzień znika. A potem jest nagle 16 sierpnia, czyli dzień z via ferratą Pirknerklamm[4] i wyjazdem do domu.

Lienz
Ale zanim zamknę ten wpis, jeszcze krótka wzmianka o Lienz – głównej miejscowości Wschodniego Tyrolu. Lokalizacja Lienz sprawia, że miasteczko to stanowi niezłą bazę wypadową na wszystkie pobliskie pasma górskie. Ale to nie wszystko. Samo w sobie jest położone w świetnym miejscu, bo na zbiegu dwóch rzek: Isel i Drava. I muszę przyznać, że jako takie robi spore wrażenie.

Ciekawe, czy ludzie zasiedlający to miejsce 4000 lat temu – jeszcze w epoce brązu – również doceniali tę zaletę estetyczną. Albo Celtowie, mieszkający tu po nich, albo – następni w kolejności – Rzymianie? Trudno powiedzieć, ale z tych czy innych przyczyn, miasteczko (wtedy chyba raczej osada) zdołało przetrwać te wszystkie roszady i ostatecznie otrzymało – już w średniowieczu – prawa miejskie[5][6]. Kawał historii, jakby na to nie patrzeć. I daje się to odczuć na miejscu. Może obserwując te wszystkie zabudowania, a może dając się objąć magii tego miejsca. Bo przecież zabudowania zapewne niewiele mają ze swojej pierwotnej postaci…
Ale teraz chwila na współczesność. Pierwsze co rzuca się w oczy i uszy: Lienz to może i mieścina w Austrii, ale mocno oblegana przez Włochów. Tu pewnie też uwidoczniają się zawirowania historyczne, ale nie zmienia to faktów. Istnieje tu pojęcie sjesty (trzeba o tym pamiętać, planując np. wypad na obiad – sprawdzone the hard way). Jeżeli kawiarnia przypomina włoską, to wydaje mi się że faktycznie może być prowadzona przez Włochów – typ urody pracowników zdaje się za tym przemawiać. A do tego drugi język w każdym widzianym przez nas menu to włoski, a nie angielski.

Co prawda włoskiego próbowano mnie uczyć przez te kilka lat ogólniaka, ale z przykrością stwierdzam, że wszystkie te godziny lekcyjne są teraz godzinami straconymi. Co prawda umiem zapytać o to, która godzina (Che ore sono?), ale z umiejętności tej nie korzystam ani razu. Przez większość czasu na ręce noszę zegarek, mimo wszystko. O niemieckim chyba też niewiele mogę powiedzieć, a jeszcze mniej po niemiecku. Na szczęście tandem tych dwóch języków z językiem angielskim pozwala w miarę efektywnie się tu komunikować. Ech, jednak warto się uczyć języków inne niż ten nieszczęsny angielski…
W Lienz zwiedzamy głównie starówkę – jedno wielkie centrum handlowe poprzecinane restauracyjkami i kawiarniami. Ale za to jakie kolorowe! Nie mogę się oprzeć i trzaskam mnóstwo zdjęć mniej lub bardziej ciekawych budowli (albo nawet samych ścian). A oprócz wrażeń wizualnych, z pewnością można tu dostać dobre espresso – na tyle dobre, że całkiem zaczyna mi się podobać popijanie tej kawy i zwyczaj ten przywożę potem do kraju. Choć przyznam, że tworząc ten wpis, chwilowo go nie praktykuję, bo jest zimno a ogródki restauracyjne są pozamykane.

Ale mniejsza o kawę i mniejsza o starówkę. Wystarczy wynurzyć się kawałek za nią, żeby zobaczyć tę średniowieczną mieścinę z dużo ciekawszej perspektywy – z drugiej strony rzeki. Gorąco polecam taki spacer, zwłaszcza że centrum jest zatłoczone, a reszta okolic niezbyt… Chyba, że jest to kwestia dnia wolnego 15 sierpnia, bo – jak się okazuje – Austriaccy katolicy również obchodzą Wniebowstąpienie. W zasadzie ma to jakąś spójność z tymi wszystkimi krzyżami porozstawianymi na szczytach pobliskich Dolomitów Lienzkich.

Nie wiem, ile przydatnych informacji o Lienz tutaj omijam – bo jakieś omijam z całą pewnością. Niemniej jednak, jeżeli już ktoś wybiera się do Wschodniego Tyrolu, prędzej czy później tu trafi, choćby przejeżdżając z kempingu na górski parking. Muszę więc przyznać, że warto zahaczyć o tutejszą starówkę, a potem pozwolić sobie zabłądzić w innych częściach miasta. Lienz to interesujące miejsce. A do tego z przyjemnymi widokami, genialnym espresso i niezłymi lodami. Tylko tyle i aż tyle.
Na koniec jeszcze zaznaczę, że co do Lienz mieliśmy sporo farta. Trafiliśmy tam w dzień świąteczny, więc miasteczko było dość puste. Puste w porównaniu do innych dni – nie, żeby w święta zmieniało się w miasto widmo. Dzięki temu można było pokręcić się po centrum bez przepychania się przez tłum turystów. Warto mieć to na uwadze!
Koniec końców…
Tak więc, po wszystkich naszych górskich wycieczkach, kawie i lodach w Lienz, wypoczynku nad Tristachersee i czytaniu książek pod namiotem w deszczowe dni, nadszedł w końcu czas powrotu. Zatem zahaczyliśmy jeszcze o ten opisany już Pirknerklamm, zrobiliśmy małe zakupy w Lidlu i ruszyliśmy w te ponad 800 kilometrów trasy, katując tym razem m.in. 2manydjs i The Prodigy na wysłużonych głośnikach wysłużonej Alhambry. Tak kończy się nasz wyjazd do Austrii.
Dzień po dniu
Jeżeli natomiast chodzi o rozpiskę wyjazdu dzień po dniu, prezentuje się ona jak poniżej:
Środa, 10.08.2022: Wyjazd z Polski, dojazd do Lienz
Czwartek, 11.08.2022: Spacer pod lodowiec Schlatenkees
Piątek, 12.08.2022: Przejazd z Falken do Seewiese
Sobota, 13.08.2022: Wejście na Seekofel
Niedziela, 14.08.2022: Glödis, czyli nasz pierwszy trzytysięcznik
Poniedziałek, 15.08.2022: Spacer po Lienz i relaks nad jeziorem
Wtorek, 16.08.2022: Via ferrata Pirknerklamm i powrót do domu
Źródła informacji
[1] „Spacer pod lodowiec Schlatenkees”, Zawieruszony Blog, 11 wrzesień 2022. https://zawieruszony.blog/2022/09/11/spacer-pod-lodowiec-schlatenkees/ (dostęp 5 październik 2022).
[2] „Wejście na Seekofel”, Zawieruszony Blog, 18 wrzesień 2022. https://zawieruszony.blog/2022/09/18/wejscie-na-seekofel/ (dostęp 5 październik 2022).
[3] „Glödis, czyli nasz pierwszy trzytysięcznik”, Zawieruszony Blog, 25 wrzesień 2022. https://zawieruszony.blog/2022/09/25/glodis-czyli-nasz-pierwszy-trzytysiecznik/ (dostęp 5 październik 2022).
[4] „Via ferrata Pirknerklamm”, Zawieruszony Blog, 2 październik 2022. https://zawieruszony.blog/2022/10/02/via-ferrata-pirknerklamm/ (dostęp 5 październik 2022).
[5] „Lienz”, Wikipedia, wolna encyklopedia. 3 listopad 2021. Dostęp: 5 październik 2022. [Online]. Dostępne na: https://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Lienz&oldid=65064043
[6] „Lienz”, Wikipedia. 22 czerwiec 2022. Dostęp: 5 październik 2022. [Online]. Dostępne na: https://en.wikipedia.org/w/index.php?title=Lienz&oldid=1094481758